Było wieczór, a ja dalej szłam i szłam. Kręciłam się tak już od kilku
dni. Ilekroć znajdowałam jakąś watahę, okazywało się że nie potrzebny im
zwiadowca. Robiło się coraz ciemniej, a ja nie miałam gdzie
przenocować. Na niebie pojawiły się pierwsze gwiazdy. Wszystko wkoło
mnie zamilkło. Drzewa poruszały się na wietrze, gdy nagle ścieżka którą
szłam urwała się. „Świetnie, tego mi brakowało” mruknęłam pod nosem.
Zaczęłam przedzierać się przez krzaki. Cała sytuacja zaczynała mnie
denerwować. Wreszcie znalazłam się na małej polance. Znajdowało się tam
wejście do jaskini.
-Idealne miejsce by spędzić tu noc. - Wyszeptałam z zadowoleniem.
Nagle usłyszałam szmer. Nastawiłam uszy i powoli odwróciłam głowę by się
rozejrzeć. Tuż za mną, jakby znikąd, wyrosła biała wadera.
- To twój teren, prawda? - Zapytałam - Czyli jednak jest tu jakaś wataha.
- Tak, zawsze możesz do nas dołączyć. Jestem Echo.
- Niketta, zwiadowca.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz